środa, 26 września 2012

RELIGIJNOŚĆ

Pojęcie kojarzące się z nienagannym, systematycznym, wypełnianiem pewnych praktyk, związanych z wyznawaną wiarą. Ludzie przywiązują do niej wielką wagę, ponieważ powinna prowadzić do Boga i czynić ich po prostu lepszymi.

Zatrzymywanie się na poziomie religijności, zapominając, że jest ona tylko środkiem (a nie celem) mającym nam pomagać w doskonaleniu dobrych relacji z Bogiem i drugim człowiekiem, jest chyba odwiecznym problemem ludzkości. To co najważniejsze, czyli pokora, przebaczenie czy miłość jest zamazywane przez tradycję.

Ktoś spyta, dlaczego piszę o tak oczywistych sprawach, przecież każdy wie, że obłuda jest czymś negatywnym i nie trzeba być doktorem teologii, żeby coś o tym wiedzieć. Każdy praktykujący wierzący powinien znać Nowy Testament, a przynajmniej cztery Ewangelie, które są odczytywane co tydzień w niedziele przez księdza. Jest w nich jasno przedstawiona negacja postawy faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy skrupulatnie przestrzegali prawa i rytuałów, ale nijak to się miało do miłości bliźniego, nie mówiąc o Bogu. Może właśnie dlatego trzeba o tym trąbić, bo niby to prosta sprawa, ale zarazem najtrudniejsza do zrealizowania. Może niektórzy żyją w przeświadczeniu, że częste odwiedzanie świątyni, czy „klepanie paciorków” jest wypełnieniem ich wiary. Jednak często zauważamy, że przeciętny, niech to będzie katolik, żyje jak pies z kotem pod jednym dachem. Relacje z sąsiadami, współpracownikami są na poziomie przynajmniej niepoukładanym. Więc sprawy priorytetowe są tutaj zaniedbywane, spychane na dalszy plan, usprawiedliwiane właśnie przez religijność. Chyba można stwierdzić, że owi praktykujący wierzący czują się jakby lepszymi, gdyż wypełniają prawo, a ci pozostający poza Kościołem są uważani za tych zagubionych, potrzebujących wsparcia tych pierwszych.

W całym tym zamieszaniu nie było by tyle frustracji i oburzenia, gdyby nie owe połączenie religijności z nienawiścią. Bo o ile możemy tolerować człowieka wierzącego niepraktykującego i żyjącego w naszym mniemaniu źle, to osoba religijna żyjąca bez miłości jest spalona na starcie.

Konstruując powyższe zdania, nie myślałem nikogo pouczać czy moralizować. Nie chciałbym zauważać drzazgi w oku bliźniego a nie widzieć belki w swoim. Ostatnimi czasy mam głębsze przemyślenia nad swoją postawą, czy mam prawo wyrażać krytykę do postaw innych ludzi. Gdzie jest granica pomiędzy trafnymi spostrzeżeniami złych postaw a niesłusznym oczernianiem. Także zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim umiejscowić siebie.

2 komentarze:

  1. Skojarzyło mi się to z tym obrazem, w którym Jezus przegania ze świątyni handlarzy i kupców wołając "nie róbcie z domu mego targowiska!". Teraz nie dzieje się nic innego, tylko przegonić nie ma komu..

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mądry wywód. W pełni się z nim zgadzam . Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń