Ostatnia moja myśl, którą chciałem przedstawić czytelnikom, to znowu temat związany z wiarą. Jak nietrudno zauważyć, często podejmuję ten wątek, ponieważ nie daje mi spokoju. Trudno wyrazić tu emocje i wewnętrzne zmagania, którymi się kieruję. Chciałbym wykrzyczeń całemu światu to, z czym się nie zgadzam i co mnie irytuje. Z drugiej strony wiem, że nie zmienię w tak prosty sposób ludzi i otoczenia. Jedyne co mi pozostaje, to wyrażanie siebie poprzez pisanie, którym mam nadzieję pozyskam zwolenników.
Stera duchowa, która jest nam tak bliska, choć często pomijana i zamazywana przez materializm i intelektualizm, ma ogromny wpływ na szczęście lub jego brak w naszym życiu. Kościół jako wspólnota odpowiedzialna za rozwój naszego wnętrza podejmuje wysiłki, by kształt naszego ducha dążył do harmonii i ideału. Główne środki jakie wykorzystuje do tego, to kazania i nauki, które podsuwają rozwiązania i wytyczne jak żyć, by cel ten osiągnąć. Trudno mi osądzać rzemieślników w sutannach czy wykorzystują wszystkie swoje siły i możliwości, aby słowa wypowiadane z ambony trafiały do parafian, oczekujących recept na prawidłowe, zgodne z wolą Bożą postępowanie. Zamiast podzielać modną w ostatnim czasie krytykę, atakującą słabe i niedocierające do ludzi kazania, jestem w stanie przyjąć postawę obrońcy w tej kwestii. Po pierwsze nie uważam, żeby absolwenci seminariów duchownych byli bardziej predysponowani do przemówień niż pozostała część społeczeństwa, a talent oratorski czy kaznodziejski dotyczy mniejszego procentu tej nacji. Po drugie moje oczekiwania skierowane do księży odnoszą się bardziej do ukazywania postaw miłosierdzia i służebności niż koncentrowaniu się na pięknych słowach nie mających potwierdzenia w działaniu. Jestem przekonany, że bardziej do ludzi trafia przykład, którego nie można zastąpić elokwentnymi zdaniami.
Założę się, że większość oczekiwań dotyczących bardziej profesjonalnych kazań kryje w sobie pragnienia doświadczania postaw człowieczeństwa, zrozumienia i pokory.
Może czasami warto opuścić ciepłe mieszkanie, przepełnione ciepłym aromatem kawy, odstawić długopis, swoje mędrkowania i zwyczajnie wyjść do ludzi, przemieniając ich swoją postawą a nie tylko ustami.
Powyższe rozważania dedykuję przede wszystkim tym, którzy w swoim życiu skupiają się na nauczaniu, zapominając że teoria nie powiązana z praktyką słabo oddziałuje.
Mam więc kilka uwag i pytań.
OdpowiedzUsuńCzy Ty przygotowujesz się do Mszy Św. i wysłuchania kazania poprzez wcześniejsze przeczytanie czytań i Ewangelii? (Dużo lepiej trafiają słowa Kapłana jeśli wcześniej sami mamy przemyślenia na temat na który się wypowiada, możemy w tedy wewnętrznie pozwolić sobie na dyskusję z nim, bez przygotowania zostajemy zaskoczeni słowami, które nie zawsze do nas trafiają)
Jakie studia poza Seminarium Duchownym oferują zajęcia z Homiletyki? Nie mówię o zajęciach z retoryki ani erystyki, tylko konkretnie przygotowujących do głoszenia Słowa Bożego i "nauczania" zgodnie z nim?
Czy kapłan, którego statystyczny polak widzi tylko w niedzielę ma szansę dotrzeć do statystycznego polaka poza niedzielną Mszą Św. ?
:) Nie bronię, nie atakuję, szanuję Twoje zdanie, pytam ;)
Jestem otwarty na zdanie każdego, kto się ze mną nie zgadza, ale myślę, że nie zrozumiałaś sensu mojego artukułu :) Po pierwsze ja nie atakuję kazań, wręcz przeciwnie, myśle że są wystarczające i na miarę możliwości przygotowywane przez duchownych. Szczególną uwagę zwróciłem tutaj na to, że słowa tak nie zmieniają jak czyny i przykłady, które pociągają bardziej niż tylko coś mówionego. Więc dziwi mnie krytyka ludzi, którzy oczekują jeszcze lepszych przemówień. Założę się ze wiekszość z nich by nie zmieniła swojego życia, słysząc lepsze przemowy.
OdpowiedzUsuńTo że seminarzyści mają przygotowanie do głoszenia kazań, wcale nie oznacza ich wroconych predyspozycji do tego. Napisałem, że niektórzy mają taki dar, ale resztą niestety nie. To jak w każdym innym zawodzie. Tym samym usprawiedliwiam ich, pisząc że nie oczekuję niczego więcej, w tej dziedzinie.
Nie przygotowuję się do mszy św., to prawda. W tygodniu nie ma na to czasu, w niedzielę się nie chce. Choć uważam, że chodząc od dziecka na nabożeństwa nawet z tradycji, każdy powienien znać Nowy Testament, bo to chyba najczęściej wysłuchiwane wersety w naszym życiu.
Wcale swoim pisaniem nie oskarżam wszystkich i nie wrzucam do jednego worka. Tytuł mojego posta jest wyrazisty i tylko to chciałem przekazać.
Myślę, że w dzisiejszych czasach mamy wielu teoretyków, nauczycieli i mentorów, lecz niewielu z nich łączy to z praktyką. Trudem w zyciu jest walka z codziennością, a nie siedzenie i pisanie mądrości - to moje zdanie :)
Podsumowując podam taki przykład: Dziecko wychowujące się w rodzinie dysfunkcyjnej, w której ojciec pije, pali itp., wysłuchuje codziennie morały, kazania - oczywiście dla jego dobra. Czy uważasz, że jako dorosłe będzie opierało się na tych słowach, czy podświadomie popełni błędy rodziców? Wszystko zależy od niego, jednak siła oddziaływania jest olbrzymia :)