Sięgając myślą daleko wstecz, śledząc swoje dzieciństwo i późniejszy wiek dorastania, trudno się dopatrzeć, żeby moje chęci i działania podążały jedną wytyczoną życiową drogą. W szkole podstawowej nie wyróżniałem się prawie niczym. Można powiedzieć, że unikałem sceny, wybierając miejsca na widowni. Pomimo silnej pozycji w zakresie nauki, nie byłem ukierunkowany. Przedmioty humanistyczne, przyrodnicze jak i ścisłe przyswajałem bez większych problemów, a wolny czas spędzałem goniąc za piłką po boisku. Kolejny etap edukacji w liceum ekonomicznym, też nie przyniósł wyraźnych zdeterminowanych celów. Zamiast skupiać się na rozwoju intelektualnym, postanowiłem nie pozostawać w cieniu, przyjmując postawę pozera. Tanie aktorstwo było przyczyną wielu ciekawych przeżyć. Za wszelką cenę starałem się być na topie, nie zważając na przykre odczucia otaczających mnie ludzi. Ówczesne krótkotrwałe zafascynowanie rachunkowością, zaszczepione przez wspaniałą panią profesor, doprowadziło mnie do egzaminów wstępnych na Akademię Ekonomiczną. Muszę przyznać, że w tamtym okresie, były to pierwsze próby wytyczenia sobie życiowego zajęcia związanego z garniturem, skórzaną teczką, papierami i kalkulatorem. Okazało się, że los chciał jednak inaczej. Nie dostając się do upragnionej natenczas uczelni, załapałem się do Policealnego Studium Zawodowego o przyszłościowym kierunku informatyka. Postanowiłem przewegetować najbliższy rok, a po jego upływie, powtórzyć wcześniej podjętą próbę uzyskania indeksu wydziału ekonomicznego. Do spełnienia założonego wcześniej planu nigdy jednak nie doszło. Kierunek informatyczny na tyle przypadł mi do gustu, że powziąłem decyzję o jego ukończeniu. Tym też sposobem, dałem sobie więcej czasu na głębsze przemyślenie i odkrycie swojego życiowego powołania. Pamiętam to w miarę dokładnie, jak odliczając powoli dni do ukończenia studium, często zapadałem w rozmyślaniu, co tak naprawdę chciałbym robić. Co będzie sprawiało mi frajdę, ciągłą satysfakcję, a przy okazji było wyzwaniem? Analizując swoją osobowość, predyspozycje i zainteresowania, odrzuciłem kontynuację wcześniej rozpoczętych kierunków. Praca w biurze wśród sterty papierów czy przed komputerem bardziej mnie odpychała niż przyciągała pozytywnymi odczuciami. Wszystko to uważałem za ważne, ale zdobyte już umiejętności traktowałem jako uzupełnienie i dodatek do tego, co chcę robić na co dzień. Jedyne co wiedziałem, to że chcę zmieniać ludzi, oddziaływać swoją osobą, działać behawioralnie, a nie wykonywać pracę rzemieślniczo. Idąc takim tokiem rozumowania pewnego dnia mnie olśniło. Dziś określam to odkryciem na miarę archimedesowskiej „eureki”. Dotarło do mnie, że całe swoje późniejsze życie chciałbym poświęcić kształtowaniu młodych ludzi poprzez sport i ogólnie pojmowaną aktywność fizyczną. Wiedziałem, że środek ten jest uniwersalny, a przy okazji sam mogę się wykazać, dając wzór do naśladowania.
Od tego momentu wiele się zmieniło. Odkrywając swoją misję, poczułem się zobowiązany do nadrobienia straconego czasu. Chcąc zapalać innych, sam musiałem płonąc. Wcześniejsze hobby związane z jazdą na rowerze i grą w piłkę koszykową musiałem koniecznie rozwinąć i poszerzyć. Skończyła się zabawa i traktowanie sportu drugoplanowo. Postanowiłem biegać!!! Nowa dyscyplina stała się dla mnie niemal codziennością. Zacząłem dużo czytać, wgłębiać się w tajniki treningu, czułem że przeistaczam się w prawdziwego biegacza, może amatora, ale traktującego coś na poważnie. Wertując portale internetowe wynajdywałem coraz ciekawsze imprezy. Coraz częściej wyjeżdżałem, aby zaliczać kolejne kilometry na trasach biegowych. Poznając nowych ludzi i dzieląc z nimi swoje nowe zainteresowanie, coraz bardziej się od niego uzależniałem. Budząc się któregoś dnia, nagle sobie uświadomiłem, że bieganie stało się moją pasją!!!
Decydując się na uczelnię sportową, wiedziałem że szykuje się spore wyzwanie. Z drugiej strony moje aspiracje nie dawały mi wyboru. Byłem pewny, że wkraczam w nowy etap swojego życia i chcę to robić dobrze. Dlatego musiałem mierzyć wysoko.
Tak jak myślałem, lekko nie było. Od samego początku edukacji w katowickiej AWF borykałem się z trudnościami i przeszkodami, które skutecznie mnie dobijały i zniechęcały. Zapewne łatwo bym się im poddał i zawrócił z obranej drogi, gdyby nie wewnętrzne przekonanie o słuszności i trafności celu, który sobie wytyczyłem. Zmagając się z przedmiotami biologiczno-medycznymi, zaliczając po kilkakroć te same działy teoretyczno-praktyczne, mocno zaciskałem zęby, walcząc o kolejne wpisy do indeksu jak żołnierz broniący swojej bazy. W czasie tych zmagań prześladowała mnie jedna przeraźliwa myśl: Co będę robił i do czego będę zmuszony w życiu, jeśli tutaj nie podołam? Poczułem się jak przestępca, któremu grozi kara przymusowych robót. Ten straszak okazał się na tyle mocny i skuteczny, bym wziął się porządnie w garść i w końcu ukończył to, na czym tak bardzo mi zależało.
Pierwsze doświadczenia zawodowe nie były dla mnie miłe i zachęcające do rozwijania się w swojej branży . Muszę przyznać, że dostałem mocnego kopniaka w tyłek. Zostawiony z całym bagażem obowiązków szkolnych i klubowych, zostałem wrzucony na głęboką wodę. Pracując z trudną młodzieżą gimnazjalną, byłem odpowiedzialny za organizację turniejów, opiekę nad uczniami podczas przejazdów komunikacyjnych, pranie strojów sportowych we własnym domu, administrowanie stroną internetową klubu, dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, wyjazdy na mecze ligowe w soboty, a także wiele pracy papierkowej związanej z wykonywanym zawodem. To wszystko było odziane wieloma negatywnymi emocjami, stresem i ciągłą bieganiną, które powodowały u mnie degradację i wewnętrzne wymieranie. Czułem się obarczony. Pomimo zniechęcenia, wiedziałem, że tak być nie musi. Byłem przekonany, że źle trafiłem, albo życie chce mnie czegoś nauczyć. Dzisiaj traktuję to jako sprawdzian albo test, czy wytrwam w swoim pedagogicznym powołaniu.
W takiej atmosferze przetrwałem trzy lata.
Później było już tylko łatwiej…
Spoglądając nieśmiało w przyszłość trudno powiedzieć do jakich decyzji zmusi mnie życie. Czy rynek pracy będzie dla mnie hojny, zapewniając mi samorealizację? Czy będzie mi dane dalsze uczestniczenie i towarzyszenie berbeciom w kulturze fizycznej?
Pomimo tych wszystkich znaków zapytania, pozostaję optymistą. Siebie, chcącego zarażać pasją do aktywności fizycznej, ciągle widzę w sali gimnastycznej, na boisku szkolnym i w pływalni. Tylko taka wizja rozświetla się przed moimi oczyma na dziś dzień.