W dobie propagowania zdrowego trybu życia i traktowania ciała jako obiektu kultu, ludzie w sposób maniakalny dbają o wygląd zewnętrzny, spędzając wiele godzin w salonach kosmetycznych, hotelach Spa i klubach fitness. Trudno się dziwić takiej obsesji, skoro na każdym kroku doświadczamy ataków medialnych, kreujących współczesny ideał kobiety i mężczyzny. Postać długonogiej modelki i umięśnionego faceta zostały zaakceptowane jako wzorzec, fizyczny ideał człowieka naszych czasów. Jednym słowem, estetyczne postrzeganie wtargnęło w każdy zakątek naszego życia.
Spośród tej rzeszy, wymalowanych, opalonych i dbających o tężyznę fizyczną ludzi, chciałbym wyróżnić jedną podgrupę, która swoją specyfiką zasługuje na poświęcenie jej szczególnej uwagi. Powodem tego nie jest tutaj bynajmniej pochwała, podziw czy afirmacja. Moje zainteresowanie ich stylem i trybem życia wynika wyłącznie z pobudek zwykłej ciekawości i chęci zrozumienia tej mentalności.
Pakerzy. Mięśniacy. Karki. Koksy.
Twory ludzkie, które swoim wyglądem i postawą wywołują kontrowersje. Dla wielu szczególnie młodych, są powodem do naśladowania i snobowania, u pozostałych wywołują śmiech, krytykę, skończywszy na pogardzie.
W ostatnim czasie, ich liczebność znacznie wzrosła. Z nastaniem epoki kultu ciała, przybyło ich jak „grzybów po deszczu”. Przykładając dużą wagę do wyglądu, skrupulatnie budują i rzeźbią każdy mięsień. Dźwigają rocznie tony kilogramów, doprowadzając swoje członki do gigantycznych rozmiarów. Tak jak człowiek religijny traktuje kościół, oni znajdują swoje pocieszenie na siłowni, spędzając w niej większą część swojego wolnego czasu. Solidnie tam „pracują” jak górnik na kopalni, zastępując kilof gryfem i obciążeniami. Stosują odpowiednią dietę z wyselekcjonowanych produktów żywieniowych, która pomaga im osiągnąć wymarzony cel. Szerokie plecy i grubsze ramiona, często zakrywane przez markowy dres, to wizerunek opisanych wyżej reprezentantów.
Nie rozwodząc się zbytnio nad charakterystyką, chciałbym spojrzeć na owe zjawisko subkulturowe od strony psychologicznej, dociekając powodów i przyczyn jego powstawania. Z czego wynika potrzeba powiększania swoich gabarytów? Czy zawsze i tylko będzie to zaspokajanie potrzeby estetycznej? Co popycha setki młodych ludzi w kierunku świata skoncentrowanego na fizyczności, maskującego swoje wnętrze?
Podchodząc do poruszanego tematu, wiedziałem, że nie rozwikłam tego problemu w całości i nie odpowiem na wszystkie pytania odnoszące się do niego. Postanowiłem jednak przelać go na papier, żeby przynajmniej podzielić się swoimi przemyśleniami.
Obserwując osiedlowych osiłków, sposób ich bycia i zachowania zacząłem dostrzegać pewne prawidłowości. W pozornie ukazywanej sile i pewności siebie, eksponowanej głownie przez mięśnie, demaskowałem niejednokrotnie ludzi wrażliwych i zagubionych. Powiększanie swoich rozmiarów, połączone z postawami agresji, zacząłem rozumieć jako rodzaj pancerza, osłony, chroniącego człowieka słabego. Obawa przed światem czy poczucie niższej wartości nakazują przywdzianie swoistej zbroi, która rzekomo ma chronić, a raczej eliminować ewentualne ataki nieprzyjaciół i wrogów.
Przyglądając się wielkim i znanym przywódcom, którzy zasłużyli się swoim dzielnym i odważnym panowaniem, nie dostrzegam korelacji między fizycznymi rozmiarami tych ludzi a ich dokonaniami. Napoleon Bonaparte i Lech Kaczyński, którzy w swoim życiu nie przekroczyli wzrostu 170, są tutaj doskonałym przykładem.
Żeby nie być źle zrozumianym i nie urazić prawdziwych sportowców, pozwolę sobie na krótkie podsumowujące wyjaśnienie.
Wielki autorytet naszych czasów Jan Paweł II, przemawiał kiedyś, że „Każdy rodzaj sportu niesie z sobą bogaty skarbiec wartości…”. Jednak aby zrozumieć cały kontekst tych słów, należy zacytować drugi człon tej wypowiedzi, który brzmi: „…które zawsze trzeba sobie uświadamiać, aby móc je urzeczywistniać…”.
Systematyczny trening sportowy, doskonalenie swoich umiejętności i ciągła walka ze swoimi słabościami, kształtują wiele upragnionych cech charakteru, przydatnych w życiu społecznym. Jedynym nieodzownym warunkiem tego, jak podkreśla nasz rodak papież, jest pełna świadomość przenoszenia wartości z ćwiczeń fizycznych do życia codziennego.
Więc nawet kulturystyka uprawiana profesjonalnie i „z głową”, może przynieść wiele pożytku, jeśli zawodnicy znają sens wspomnianych wyżej słów Karola Wojtyły.
Czy jednak każdy „kulturysta” powołuje się na te słowa?